
Poród to jak finał sezonu ulubionego serialu – napięcie, emocje, niepewność i… zero przerw na reklamy. A skoro wiemy, że ten wielki moment nie daje drugiej szansy, to warto mieć przy sobie pomocnika, który nie zawiedzie. I nie, nie chodzi o męża (chociaż jego ręka też się przyda), ale o aplikację w telefonie. Bo kiedy zaczynają się skurcze, ostatnie czego chcesz, to sięgać po kartkę i długopis.
Dlaczego warto mieć aplikację porodową?
Pamiętam, jak moja kuzynka zamiast rodzić, kłóciła się z Excelem, bo próbowała liczyć odstępy między skurczami… Serio – to nie jest moment na tabelki. Aplikacje do liczenia skurczów robią wszystko za Ciebie: mierzą czas trwania, liczą przerwy i pokazują, czy to już TEN moment. Są jak osobisty asystent porodu w kieszeni. A najważniejsze – działają nawet wtedy, gdy Twoja cierpliwość już nie.
- Precyzyjnie mierzą skurcze i przerwy między nimi,
- Pokazują zmiany rytmu – graficznie i jasno,
- Pozwalają notować intensywność i dodatkowe objawy,
- Podpowiadają, kiedy jechać do szpitala,
- Są banalnie proste – obsłużysz je nawet jedną ręką między dwoma skurczami.
TOP 4 aplikacje, które nie zawiodą (w odróżnieniu od Wi-Fi w szpitalu)
1. Czasomierz skurcz 9m
Polska aplikacja, która zdobyła serca wielu mam. Intuicyjna jak kasjerka w Biedronce po 15 latach pracy – wszystko ogarnia w sekundę.
- Wystarczy nacisnąć „start” – dalej działa sama jak pilot Tesli,
- Sugeruje, kiedy ruszać do szpitala, zanim zrobi to teściowa,
- Działa po polsku, bez zbędnych bajerów – idealna na pierwszy poród.
Prosta, skuteczna i niezawodna – jak Twoja ulubiona piżama.
2. Labor Signs Contraction Timer
Ta aplikacja mówi po angielsku, ale mówi z sensem. Polecana przez położne i mamy, które cenią sobie konkrety. Jeśli potrafisz powiedzieć „push” i „breathe”, to dasz radę.
- START i STOP – nie trzeba liczyć w głowie jak na maturze z matmy,
- Możliwość oznaczenia intensywności skurczów (bo nie każdy boli tak samo),
- Działa offline – idealna, jeśli rodzić przyjdzie w windzie.
Dla fanek danych, statystyk i tabelek, ale w wersji user-friendly.
3. Licznik skurczy porodowych
To aplikacja, którą pokocha każda wzrokowiec – wykresy, linie, czytelność jak w książce do biologii, ale bez stresu.
- Każdy skurcz trafia na wykres – czarno na białym,
- Możesz dodać notatkę typu „ten bolał jak cholera”,
- Przyjemny design i obsługa jedną ręką (druga może ściskać partnera).
Dla mam, które lubią widzieć postęp i mieć pełną kontrolę nad tym, co się dzieje.
4. Pomocnik przy porodzie
Jeśli jesteś z tych, które w stresie oddychają do papierowej torebki, ta apka będzie Twoim terapeutą. Łączy licznik skurczów z technikami relaksu. Czego chcieć więcej?
- Pokazuje fazy porodu jak Netflix – w odcinkach i bez spoilerów,
- Ma ćwiczenia oddechowe, które nie brzmią jak instrukcja z YouTube,
- Odpowiada na pytania, które boisz się zadać lekarzowi.
Dla tych, które chcą nie tylko wiedzieć, ale i poczuć się zaopiekowane.
Na co zwrócić uwagę przy wyborze aplikacji?
- Język – jeśli nie znasz angielskiego, unikaj aplikacji z zagranicy (chyba że z partnerem jako tłumaczem Google),
- Brak reklam – nikt nie chce banneru o pizzach podczas skurczu,
- Tryb offline – internet nie zawsze rodzi się razem z Tobą,
- Backup danych – żeby pokazać lekarzowi, jak walczyłaś jak lwica.
Tipy od mamy dla mamy
- Zainstaluj wcześniej – bo w 9. miesiącu nawet szukanie w sklepie Play może Cię zmęczyć,
- Sprawdź, czy działa – lepiej teraz niż przy pierwszym skurczu,
- Ładuj telefon – Twój powerbank będzie Twoim MVP,
- Zaangażuj partnera – jego palec też umie kliknąć START.
Dobra aplikacja porodowa to jak doula w telefonie – nie rodzi za Ciebie, ale trzyma za rękę (wirtualnie). Niezależnie, czy jesteś team wykres, team minimalizm, czy team „niech to się już zacznie” – znajdziesz coś dla siebie.
Bo poród to nie sprint, tylko maraton. A z dobrym wsparciem w kieszeni – biegnie się łatwiej.